Możliwe, że będą temu towarzyszyły sankcje gospodarcze. Ale na tym konflikcie Rosja może więcej stracić, niż zyskać. Na zglobalizowanych rynkach trudno o skuteczność embarg i retorsji, gdy jest się w ich stosowaniu osamotnionym. Globalizacja poczyniła poważne spustoszenie na rynkach pracy na całym świecie, ale i uzależniła w niespotykanym stopniu państwa żyjące ze sprzedaży surowców od współpracy z krajami, które ich potrzebują. Uzależnienie jest tym większe, im mniej chłonny jest rynek wewnętrzny kraju-eksportera.

Rosja znalazła się w trudnej sytuacji. Ma niezbyt mocny popyt wewnętrzny, jest bardzo uzależniona od eksportu surowców, zwłaszcza energetycznych. To po ich gwałtownej przecenie gospodarka rosyjska złapała zadyszkę. Niedawno Rosjanie przyznali, że PKB w III kw. zmniejszył się o 4,1 proc. MFW prognozuje spadek w skali roku o 3,8 proc. Swoje dołożyły sankcje Zachodu po aneksji Krymu – Moskwa wylicza ich koszty na robiące wrażenie 100 mld dol. Zdaniem niektórych ekonomistów jest to i tak kwota niedoszacowana.

Przychody z eksportu surowców Rosja gwarantowała sobie dotychczas geopolityką poprzez wytrawne rozgrywanie interesów różnych państw. Opór Komisji Europejskiej wobec budowy gazociągu południowego oraz rozbudowy Nord Streamu ograniczył jednak skuteczność tej polityki.

Dlatego Turcy stali się nagle jednym z głównych partnerów Rosji. Nawet nie handlowych, bo przypada na nich zaledwie ok. 3 proc. wartości ich eksportu, ale politycznych. To oni są np. niezbędni do budowy systemu przesyłu rosyjskiego gazu i ropy na południe Europy. Rosjanom nie opłaca się teraz antagonizować ważnego alianta nawet w imię podtrzymania wizerunku Rosji jako mocarstwa. Nie wiadomo jednak, czy opłacalność będzie dla Moskwy najważniejszym argumentem, gdy prawdziwa krew się już polała.