Marriott poinformował, że za astronomiczną kwotę ponad 12 mld dol. przejmuje swojego konkurenta – sieć Starwood. W konsekwencji powstanie największa sieć hoteli na ziemi, zarządzająca takimi markami, jak Sheraton, Ritz Carlton czy Marriott. W branży podobnej akwizycji nie było od 2006 r., gdy grupa Blackstone zapłaciła 26 mld dol. za przejęcie Hiltona. To robi wrażenie.

Nie wiadomo jednak, jaki wpływ na wycenę Starwooda miała jego polska baza noclegowa. A powinna mieć istotny. Z analiz branżowych wynika bowiem, że bieżący rok będzie najlepszy od kilku lat pod względem frekwencji w hotelach w naszym kraju. Lepszy nawet od noclegowego boomu związanego z piłkarskim Euro 2012. Ale wcale mnie to nie dziwi. Polacy lubią spędzać urlopy w kraju – regularnie z roku na rok rośnie liczba tych, którzy decydują się na wakacje w Polsce.

Jednocześnie coraz więcej osób podejmuje decyzję o kupnie pobytu hotelowego, a nie najtańszego łóżka w pokojach noclegowych rodem z poprzedniej epoki. To efekt zarówno bogacenia się społeczeństwa, jak i korzystnej relacji cena–jakość. Baza noclegowa w Polsce należy do najmłodszych w Europie. Nowoczesne, świeże, czyste, eleganckie wnętrza nawet trzygwiazdkowych hoteli w naszym kraju z powodzeniem mogą rywalizować nie tylko z obiektami w tym samym standardzie w Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoszech, ale nawet z tymi cztero- czy pięciogwiazdkowymi. O cenach za usługi tego typu już nie wspominając.

Cenniki w naszym kraju są najniższe w całej Europie. Opłaty za pokój w Warszawie są nawet kilkakrotnie niższe niż w Londynie, Paryżu czy Rzymie. Za nocleg w naszej stolicy trzeba zapłacić przeciętnie nieco ponad 70 euro. A to stawka, która przyciąga nie tylko krajowych turystów. Nic dziwnego więc, że rynek hoteli w Polsce rozwija się tak dynamicznie. O boomie niech świadczy fakt, że w ciągu ledwie sześciu miesięcy zeszłego roku baza noclegowa wzbogaciła się o blisko 80 nowych hoteli.