Czy jednak sprawi, że konsumenci postawią masowo na bardziej ekologiczne i zwykle droższe auta?

Wątpię – no chyba że Komisja Europejska znów sięgnie po administracyjne nakazy i podobnie, jak to było w przypadku żarówek, zadecyduje o tym, jakie samochody ma kupować unijny konsument. Przepisy dotkną pewnie nowych aut, co sprawiłoby, że na drogach uboższych państw Unii przybyłoby starych samochodów wycofywanych z bogatszych państw.

Od lat wiadomo, że o proekologiczne zachowania najłatwiej w dwóch grupach. Jedna to wykształceni przedstawiciele zamożnych społeczeństw, którzy mogą sobie pozwolić na to, by wydać więcej na przyjazne środowisku produkty czy usługi. Drugą grupę tworzą ekologiczni konsumenci z przymusu, czyli biedni, których nie stać nawet na najtańsze samochody czy maszyny.

Polska wieś przez lata była bardzo proekologiczna – jeżdżąc na rowerach i furmankach i stosując przyjazne środowisku metody upraw, bo brakowało nawozów, a samochody były nieosiągalne. Teraz, gdy Polaków już stać na samochody, nadal przy ich zakupie liczy się jak najniższy koszt auta i jego utrzymania. W rezultacie średni wiek samochodu w Polsce to 13 lat, a wystarczy wyjechać na lokalne szosy, by zacząć poważnie traktować cuda. Bo tylko cudem mogły przejść badania techniczne pojazdy, które wytaczają się tam czasem na trasę. To problem, który trzeba rozwiązać nie tylko ze względu na ekologię, ale i na bezpieczeństwo.

Swoją drogą zataczająca coraz szersze kręgi afera VW pokazuje, że nie tylko w biedniejszej części Europy, ale również w tej dostatniej, bardziej świadomej, w sytuacji, gdy trzeba wybrać między zyskiem a troską o środowisko, często wygrywa zysk.